Rozdział 2.

   Klingenthal, 22 listopada 2014r. 

- Wszyscy są?- zapytałam, spoglądając w lusterko busa.
- Nie ma Kamila- krzyknął bodajże Kubacki i wszyscy wybuchnęli śmiechem. To już wiecie, czemu nazywają go blondynką, prawda?
Moim zdaniem wszyscy byli. W konkursie skacze czterech skoczków i czwórka siedziała w busie.
- Kogo trener powołał na drużynówkę?- zapytałam Kota, siedzącego obok mnie i odwróciłam się do tyłu, spoglądając na skoczków.
- Stefka, Dawida i Janka...- odpowiedział, a ja spojrzałam w jego kierunku.
- I ciebie- dokończyłam i odpaliłam silnik busa. Musiałam prowadzić, bo reszta sztabu pojechała pierwszym busem z wszystkimi nartami i kombinezonami, a mi zostawili dowiezienie tych tumanów na skocznię. W naszym środowisku robię za fizjoterapeutę wszystkich możliwych nacji, czasami czuję się jak książka, bo mnie ten trener wypożyczy, później tamten. A tak poza tym to jeszcze za kierowcę polskich skoczków. Także gdyby ktoś potrzebował podwózki, to można się do mnie zgłaszać.
- Maciejce nie poszło najlepiej, więc nie skacze. Pitrek jest czwartym- odezwał się Hula, zanim ruszyłam.
- A gdzie on jest?- zapytałam, znowu odwracając się w stronę, siedzących z tyłu, chłopaków.
- Pewnie siedzi w pokoju i się odpręża przed zawodami- odpowiedział Maciek.
- Jak się odpręża?- spytałam, spoglądając na Kota zdziwiona.
- Zawsze wkłada słuchawki do uszu i tańczy- odpowiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Proszę cię, Maciek, zadzwoń do niego i powiedz mu, żeby schodził, bo będziecie tańczyć na swoich pogrzebach, jeśli się spóźnicie- powiedziałam, gasząc silnik.
Myślałam, że po poprzednim sezonie nic mnie nie zdziwi. A jednak... Żyła zawsze coś wymyśli.
Maciek wyciągnął telefon, wybrał numer Piotrka i przyłożył komórkę do ucha. Rozmawiał krótko i się rozłączył. Po kilku minutach drzwi busa się otworzyły i wsiadł do niego Żyła.
- Już jestem. Musiałem się przed zawodami, hehe, odprężyć- powiedział, zapinając pasy.
Po raz drugi przekręciłam kluczyk w stacyjce, zapalając silnik.
W czasie jazdy chłopcy podśpiewywali do piosenek, lecących w radiu. Byli w dobrych nastrojach, a to mogło dobrze zaowocować. Miałam nadzieję, że będą na podium.
Ponieważ nasz hotel nie był zbyt daleko od skoczni na miejscu byliśmy po 10 minutach. Zaparkowałam na wyznaczonym dla nas miejscu i zgasiłam silnik.
- Ja kompletnie nie rozumiem tego całego Schlierenzauera. Czego ten człowiek się czepia? Hehe. Chyba nigdy nie widział, jak ty parkujesz, Lena!- odezwał się Piotrek, kiedy skończył rozmawiać z żoną przez telefon.
Każdy w busie przyznał Żyle rację. Cieszyłam się, że są za mną, ale uwagi tego szowinisty puszczałam mimo uszu. Gdybym słuchała wszystkich jego uwag, już dawno wisiałabym na jakimś drzewie. Nie było czym się przejmować.
Wszyscy posłusznie odpięli pasy i wysiedliśmy z samochodu. Wyciągnęłam jeszcze telefon z busa, który włożyłam przed odjazdem do przegródki między dwa przednie fotele i zamknęłam drzwi kierowcy. Przeszłam pod bagażnik, gdzie czekali już skoczkowie. Musiałam otworzyć kluczykiem bagażnik, bo inaczej się nie dało. Chłopcy zabrali swoje rzeczy i poszli w swoją stronę. Myśląc, że jestem sama, zajrzałam do bagażnika, by sprawdzić czy któryś z nich niczego nie zostawił. No i miałam racę. W rogu leżały jakieś gogle, więc je zgarnęłam i włożyłam do kieszeni. Zamknęłam bagażnik i odeszłam, uprzednio sprawdzając, czy bus jest zamknięty. Zrobiłam kilka kroków i usłyszałam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się szybko, żeby przestraszyć ewentualnego prześladowcę.
- Boże, Maciek, musisz mnie straszyć?- odezwałam się, kiedy zobaczyłam, że to Kot. Myślałam, ze poszedł z resztą...
Zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Tak było już od kilku lat. Kiedy wychodziliśmy razem na jakiś spacer, on po prostu mnie obejmował. Przyzwyczaiłam się do tego.
- Czemu dzisiaj nie skaczesz?- zapytałam, spoglądając na niego. Doszliśmy do miejsca, w którym żeby przejść dalej, musieliśmy pokazać swoje identyfikatory. Ochroniarz uśmiechnął się do nas i nas przepuścił.
- Taka była decyzja trenera. Co mogę na to poradzić?- odpowiedział dopiero po chwili. Widziałam na jego twarzy smutek. Zastanowiłam się, czy chodzi tylko o zawody.
Chciałam z nim pogadać, ale w miejscu, gdzie nikt nas nie zobaczy. Chodziliśmy po wiosce skoczków(nazwałam tak te wszystkie drewniane domki lub zwykłe kontener, znajdujące się przed skocznią) i kiedy weszliśmy w jakiś cichy zaułek, wyprzedziłam go i stanęłam przed nim.
- Maciek, co się dzieje?- zapytałam, spoglądając mu głęboko w oczy. Były tak smutne, że zabolało mnie serce.
- Sam nie wiem - odpowiedział i odwrócił wzrok. Wiedziałam, jak poprawić mu humor.
- Maciek, spójrz na mnie- powiedziałam, ale on ani drgnął- Maciek, no. Popatrz na mnie.
Zero efektów. Jakby był całkowicie głuchy. Złapałam go za brodę i zmusiłam do spojrzenia na mnie.
- Pomyśl o swojej rodzinie. Kochają cię. Jesteś ich małym skarbem. Pomyśl o swoich kolegach z drużyny. Uwielbiają spędzać z tobą czas. Możesz pomyśleć i o mnie- zaśmiałam się, a on się uśmiechnął- Może czasami masz mnie dość i chcesz się mnie pozbyć, ale zapamiętaj sobie. Choćbyś mnie bił, kopał, nigdy cię nie zostawię, rozumiesz? Będę trzymać się kurczowo nogawki twoich spodni i jej nie puszczę. Jesteś ważną osobą w moim życiu. I mam nadzieję, że ja w twoim również. A teraz pomyśl o tym dupku Schlierenzauerze. Jest taki samotny, że musi odbijać sobie na biednych paniach fizjoterapeutkach, żeby poczuć się lepiej. Jeszcze gdyby był śmieszny...
Zaśmiał się. Spojrzałam w jego oczy. Smutek nadal w nich gościł, ale jego część tak jakby gdzieś wyparowała.
- Nie chodź taki smutny, bo to wbija mi kolce w serce, no!
Złapał mnie za brodę i spoglądał na mnie znacząco. Wiedziałam na co czeka.
- No, jeśli musisz- powiedziałam i zachichotałam.
Podszedł tak blisko, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Czułam jego oddech na twarzy. Zbliżył się jeszcze bardziej i lekko musnął moje wargi swoimi ustami. Ręce położył na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze ciała całkowicie się ze sobą stykały. Moje ręce owinęły się wokół jego szyi, a palce wplotłam w jego włosy. Pocałunki były bardzo czułe.
Kiedy nasze usta się rozłączyły, Maciek nadal trzymał swoje ręce na mojej talii.
-Od razu lepiej. Czyli jednak to prawda, że całowanie wydziela endorfiny- powiedział i uśmiechnął się. Zamknął mnie w szczelnym uścisku. Czułam się szczęśliwa w jego ramionach.
Puścił mnie, objął i ruszyliśmy w dalszy obchód. Maciek rzeczywiście wyglądał lepiej. Jego uśmiech nie znikał.
- Poszedłbym po coś do picia. Przynieść ci coś?- zapytał, kiedy mijaliśmy domek Austriaków.
- Tak, poproszę herbatę- odpowiedziałam. Kiwnął głową i odszedł w kierunku parkingu.
Rozejrzałam się. Na trybunach kibice wymachiwali flagami, za niedługo powinna zacząć się pierwsza seria konkursu.
- Lena, po konkursie przyjdę na masaż- usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Krafta.
- Ale ja pracuję dla polskiej federacji, a nie austriackiej...
- No, ale możesz sobie wyobrazić, że jestem jakimś Polakiem, co nie? No proszę!- powiedział i zrobił do mnie słodką minkę.
- Powiedzmy, że się zastanowię... A jak tam wasza drużyna na konkurs? Jesteście gotowi na to, że Polacy zleją wam dupy?- zapytałam i zaczęłam się śmiać.
- Nie gadaj tyle Lena, tylko życz nam szczęścia.
- O, Stefan, chyba śnisz. Życzyłabym, gdybyście pozbyli się tego dupka z nacji. A tak skaczcie sobie ile chcecie i tak nie będę wam kibicować. 
- A wiesz, zołza jesteś!
- Lepiej być zołzą niż aroganckim szowinistą- odparłam, co wywołało jego śmiech- Ach tak? Śmiejesz się ze mnie?! Zapomnij o jakimkolwiek masażu, Stefan. To koniec. Nie ma więcej darmowych rehabilitacji u koleżanki Leny. Będziesz musiał znosić waszego fizjoterapeutę.
- Taka jesteś mądra? A chciałabyś może, żebym załatwił ci randkę z szowinistą Schlierenzauernem?
- Yyyy, Stefan? To groźba czy propozycja?
- Zależy z czego chcesz skorzystać.
Zaczął zabawnie poruszać brwiami.
- Dobra, idź już, bo jeszcze serio zgodzę się na tą randkę i będę tego żałować.
- Czyli jednak jej chcesz. Nie martw się, pogadam z nim o tym- odpowiedział i odszedł.
- Nawet się nie waż! Słyszysz, Stefan?- krzyknęłam, ale on zniknął już za domkami. Doskonale wiedziałam, że ten idiota to zrobi dlatego pobiegłam za nim. Wybiegając zza zakrętu, wpadłam na Michaela.
- Ty, Hayboeck, wiesz może, gdzie poszedł ten inteligent Kraft?
- Widziałem, jak gadał z Gregorem.
- Módl się za niego, żeby rozmawiał z nim o zawodach, bo inaczej go zabiję! Gdzie go widziałeś?
- No tam, za rogiem.
Ruszyłam z miejsca szybciej od Kubicy.
- Dzięki- krzyknęłam jeszcze do Michaela.
Wyszlam zza rogu i zobaczyłam, że Kraft rzeczywiście rozmawia z Schlierenzauernem.
- O, widzę, że już nie możesz doczekać się tej randki!- powiedział, przerywając rozmowę z Gregorem, kiedy tylko mnie zobaczył.
W tamtym momencie pragnęłam, aby mój wzrok potrafił zabijać.
- Jeśli chodzi o randkę z tobą, Kraft, to oczywiście, że nie mogę się doczekać.
- Dobrze, wiesz, że nie. To jak, Gregor? Umówisz się z polską fizjoterapeutką?
- Nie- odpowiedział i odszedł. Chciał tak to zaakcentować, że miałam wrażenie, że przeliterował to słowo, choć tego nie zrobił. Byłam zadowolona. Może to da do zrozumienia temu idiocie, który stał przede mną i uśmiechał się od ucha do ucha jak chory psychicznie.
- No i nici z randki, Lenka. Ale nie martw się, jeszcze go przekonam.
- Nawet się nie waż, Stefan. Wspomnij przy nim coś o mnie, a jeśli się o tym dowiem, to już moja w tym głowa, żebyś nie dożył następnego poranka.
- Dobra, dobra. Wiesz, że złość piękności szkodzi, ślicznotko? Nie możesz się tak denerwować, jeśli chcesz zdobyć Schlierenzauera- powiedział i spojrzał na mnie. Wybuchnął śmiechem.
- Rzeczywiście śmieszne- powiedziałam naburmuszona i założyłam skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. 
- No już, nie wkurzaj się!- powiedział i się do mnie przytulił mnie. Na niego nie dało się długo gniewać, dlatego odwzajemniłam uścisk. 
- Nie chcę nic mówić, ale powinieneś chyba iść!- rzekłam, a on oderwał się ode mnie jak poparzony i poleciał w stronę austriackiego domku. Obejrzałam się za nim. Biegł jak małe, spóźnione do szkoły dziecko . 
-Proszę- odezwał się głos za mną.
Odwróciłam się i zobaczyłam Maćka z dwoma kubkami, parującego napoju. Podał mi jeden z nich. Objęłam dłońmi kubek, aby trochę się ogrzały.
- Myślisz, że im się uda?- zapytał.
Spojrzałam na niego, kiwnęłam twierdząco głową i upiłam łyk malinowej herbaty.
- Mam nadzieję- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
Przypomniałam sobie o goglach, więc razem z Maćkiem poszliśmy pod domek polskich skoczków. Weszliśmy do środka, gdzie trener Kruczek udzielał drużynie ostatnich rad przed konkursem. Kiedy skończył, zapytał o ewentualne pytania i wtedy jedna rączka nieznacznie podniosła się ku górze.
- Trenerze?- odezwała się ów osoba, by zwrócić uwagę trenera.
- Tak?
- Bo rozchodzi się o to, że...
- No o co chodzi, Kubacki?- zapytał z niecierpliwością trener. Doskonale wiedziałam, o co chodzi. Trzymałam to w kieszeni.
- Bo ja gogle zgubiłem- powiedział ledwo słyszalnie. Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale postanowiłam się powstrzymać. Jak to mówił Żyła, żeby były większe jajca, trzeba jeszcze trochę poczekać.
- Panie Boże, zlituj się nade mną! Dawid, ile razy ci mówiłem, żebyś porządnie chował te swoje durne gogle, bo zawsze je gubisz? Masz jakieś zapasowe?- zapytał, ale Kubacki przecząco kiwnął głową- No to zostaje ci tylko popytać kolegów skaczących przed lub po tobie. Może któryś będzie tak miły i ci jakieś pożyczy.
Wiecie, ile razy Dawid w tamtym sezonie gubił gogle? "50 gogli Kubackiego" byłaby wspaniałą książką. Treningi, kwalifikacje, konkursy. Wiecznie nie miał gogli. Dziwnym trafem zawsze ktoś miał zapasowe, więc nie było tak, że Kubacki latał bez gogli, nie martwcie się o niego. Zastanawiałam się, czy przyjdzie taki dzień, kiedy on nie zgubi tych swoich okularków.
Wydawało mi się, że to jest ten moment, aby wybawić biednego Dawida z opresji, więc wyjęłam gogle narciarskie znalezione w bagażniku i uniosłam je. Oczywiście, Kubacki tego nie widział, ale Żyła lekko go szturchnął, a ten podniósł wzrok i zobaczył je, zwisające z moich palców. Podskoczył z miejsca, zabrał je ode mnie i mocno mnie przytulił.
- Dobra, Dawid, wystarczy, bo mnie udusisz!- odezwałam się, kiedy ten blondyn ściskał mnie.
Trener wygonił wszystkich z domku, ponieważ powoli musieli udać się na skocznię.
Życzyłam im szczęścia, zacisnęłam przy nich mocno kciuki i Piter razem z Hulą ruszyli w kierunku skoczni.
Zawody się rozpoczęły. Dwanaście reprezentacji, osiem wchodzi do serii finałowej. Nasi skakali jako dziewiąci.
Stałam obok Maćka wśród innych skoczków przed telewizorkiem w wiosce i oglądałam tam skoki pierwszych sześciu reprezentacji. Kiedy na belce siadał Reruhi Shimizu, ruszyłam w stronę dojazdu, informując o tym Maćka. Poszedł za mną.
Stanęliśmy przy barierkach po prawej stronie skoczni, ponieważ tam nie było tylu kamer i patrzyliśmy, jak Shimizu cieszy się ze swojego dalekiego skoku.
Jako pierwszy z naszych skakał Piotrek. I trzeba przyznać, że dzisiaj garbik i fajeczka mu wyszły. Kiedy wychodził z progu, mocniej zacisnęłam kciuki. 135m, druga odległość, jak na razie. Prowadzimy!
Popatrzyłam w kierunku Kota i zobaczyłam na jego twarzy ogromne zadowolenie. Najwidoczniej tamten smutek był jakimś chwilowym kryzysem.
Staliśmy tak i czekaliśmy na Żyłę, oglądając skoki Słoweńców, a później Niemców. Kiedy Piotrek pojawił się na horyzoncie, na belce startowej siadał Kraft. Pojawiło się dla niego zielone światło, lekko odepchnął się od belki i ruszył.
- Lena, dobrze mi poszło?- zapytał Żyła, kiedy Stefan wychodził z progu. Zacisnęłam kciuki. Ok, pierwszej trójce Austriaków mogę kibicować, ten jeden niech się wali. Zresztą jemu i tak to nie robiło różnicy.
- Poczekaj, Piotrek...- odpowiedziałam, nie odwracając wzroku od lecącego Krafta. Wylądował metr bliżej niż nasz Żyła. Kiedy przejeżdżał obok nas, pokazałam mu moje zaciśnięte kciuki. Uśmiechnął się.
- Eee! Co to ma być, Lenka?- odezwał się Piotrek.
- No właśnie! Czemu ty Austriakom kibicujesz?- zapytał Kot.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Przecież za was też trzymam kciuki, zazdrośniki jedne!- odpowiedziałam i spojrzałam na Żyłę. Pogratulowałam mu skoku i przybiłam z nim piątkę.
W trójkę ruszyliśmy z powrotem do wioski. Po drodze spotkaliśmy Eisenbichlera. Chłopcy przywitali się z nim i poszli, a ja chwilkę z nim pogadałam.
- Leeena, bo ja mam taką prośbę- oświadczył Markus.
- Dla ciebie wszystko, Eisenbichler- odpowiedziałam z ogromnym bananem na ustach.
- Wszystko? Jesteś pewna?- wybuchnął śmiechem.
- A co? Nie chciałbyś?- zapytałam i zaczęłam, jak zawsze Stefan, poruszać brwiami.
- Z tobą zawsze, Lena. Ale chodzi o to, że nasz fizjoterapeuta będzie pewnie dzisiaj bardzo zajęty i...- nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.
- I ty chciałbyś przyjść do mnie na masaż, tak?- dokończyłam za niego i wybuchnęłam śmiechem. Ktoś poklepał mnie po ramieniu i odezwał się:
- Ja byłem pierwszy, Markus.
Odwróciłam się i zobaczyłam Krafta z ogromnym bananem na twarzy.
- Dobra, pierwszeństwo i tak mają Polacy, więc wy przychodzicie ok. 22- powiedziałam, przenosząc wzrok z jednego na drugiego.
Miałam nadzieję, że nie przyprowadzą innych tumanów, bo wtedy o śnie będę mogła tylko pomarzyć.
Markus podziękował i poszedł w swoim kierunku.
- Jednak trzymałaś kciuki- oznajmił Stefan i wyciągnął w moją stronę zaciśniętą pięść, a ja przybiłam mu żółwika.
- Ostatecznie stwierdziłam, że trochę mogę ci pokibicować. Ale i tak przegracie z Polakami!
Prychnął i zaczął się śmiać. Stefan poszedł do wioski, a ja zostałam przy dojeździe. Obserwowałam kolejno skaczących reprezentantów danych krajów.

~*~

Zmieniamy perspektywę. Opowiadanie będzie głównie prowadzone oczami głównej bohaterki, choć czasami poznamy punkt widzenia danej sytuacji kogoś innego.
Liczę na wasze opinie :)
Chciałabym życzyć wam wszystkiego dobrego w Nowym Roku, samych sukcesów, zdrowia i szczęścia, no i spełnienia wszystkich marzeń. Sobie natomiast życzyłabym weny i czasu, by dzielić się z wami kolejnymi częściami tego opowiadania.
Pozdrawiam :*

Komentarze

  1. Zdecydowanie uwielbiam Krafta, no mój mistrz XDDDD
    Cudowny rozdział!
    Czekam na nn :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!!
    Będę cierpliwie czekać na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog.

Rozdział 1.

Rozdział 3.