Rozdział 5.

   Lillehammer, 06.12.2014r. 

Zamykałam właśnie drzwi swojego pokoju na klucz, kiedy obok mnie znalazł się Żyła.
- Lenka, idziesz z nami na spacer?- zapytał, a ja podskoczyłam z przerażenia. Nie usłyszałam kiedy podszedł.
- Yyy... Bo wiesz... Kraft pytał, czy nie zagram z nimi w siatkówkę, no i się zgodziłam, więc...
- Więc następnym razem z nami pójdziesz- odpowiedział. Pomachał do mnie w biegu i zniknął za rogiem. Zeszłam na parter. Wyszłam z hotelu i udałam się w stronę hali, która znajdowała się kilka metrów od niego.
Kiedy znalazłam się w środku, usłyszałam krzyki Austriaków. Stanęłam w drzwiach i jako pierwszy zobaczył mnie Kraft, który krzyknął:
- Witamy na mikołajkowym turnieju siatkówki!
Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej, ale wtedy zauważył mnie Gregor.
- Kraft, naprawdę? Ona będzie grać z nami?- zapytał i przeniósł wzrok ze mnie na Stefana. 
Kraft kiwnął twierdząco głową. 
- Mam nadzieję, że bierzesz ją do swojej drużyny, bo ja nie zamierzam z nią grać. 
Zaczęłam iść w jego kierunku.
- Wiesz, Schlierenzauer, jeśli widzisz jakiś problem, to możesz sobie pójść. Nikt płakać nie będzie- stanęłam przed nim i cmoknęłam w jego stronę. Zza plecami usłyszałam chichotanie Koflera i Dietharta. 
- Koniec już, Lena- usłyszałam i odwróciłam się- Chyba najrozsądniej będzie, jeśli Gregor i ja będziemy wybierać składy. Mogę zacząć?- Kraft spojrzał na Schlierenzauera, a ten kiwnął głową. 
Byłam pewna, że Stefan wybierze mnie jako pierwszą, żeby nie uprzykrzać życia ani mnie ani temu idiocie. 
Podrapał się po brodzie w teatralnym geście, strzelił do mnie brwiami i uśmiechnął się jak głupi do sera. Już przygotowywałam się do podejścia do niego, kiedy otwierał usta. 
- Michi!- powiedział i przybił piątkę, podchodzącemu do niego Hayboeckowi. 
No dobra, przecież oni nawet do toalety chodzą razem... Kolej szowinisty. Padło na Dietharta, biedny... No ale dobra. Zostałam ja i Kofler. 
Spojrzałam na Stefana, znowu podrapał się po brodzie i popatrzył na mnie. Próbowałam całą swoją złość "przesłać" Kraftowi wzrokiem, żeby wiedział, że jeśli mnie nie wybierze, to już może sobie szykować trumnę. 
Kiedy otwierał usta, miałam wrażenie, że trwa to całą wieczność.
- Andreas!- powiedział to tak wolno, jak gdyby chciał jeszcze bardziej mnie dobić.
Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech. Kiedyś naprawdę spełnię swoją obietnicę i coś mu zrobię!
Spojrzałam na Gregora, chyba był równie wściekły jak ja. Może by tak się z nim zgadać i razem dokopać Kraftowi? Odpędziłam ten pomysł daleko. Nie chciałam, żeby cokolwiek mnie z nim łączyło.
- Stefan,daj mi Koflera i weź ją!- odezwał się Schlierenzauer, a ja spojrzałam na niego.
Hola, hola! Czy ja jestem jakąś kartą przetargową? Chociaż zamieniłabym się z miłą chęcią .
- Boże, Gregor... Bądź profesjonalny i nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor- odpowiedział mu Kraft i odszedł w swoim kierunku.
O kurde! Odezwał się taki dorosły, który nie wiadomo co próbuje tutaj ugrać!
Spojrzałam na Schlierenzauera i każdy zauważyłby, że on aż gotował się w środku. Podobało mi się to! Zastanawiałam się, czy Stefana też kręci denerwowanie tego dupka. Ale to i tak nie zmieniało faktu, że byłam w drużynie z tym szowinistą...
- Będziecie dalej się kłócić czy zaczniemy w końcu grać?- zapytał Kofler, a z racji tego, że był najstarszy, wszyscy weszli na boisko. Pogroziłam Kraftowi palcem i oznajmiłam mojej drużynie, że będę stać na rozegraniu.
- Niech Diethart gra na rozegraniu- powiedział do mnie, patrząc gdzieś przed siebie i kiwając głową na Thomasa.
- A może jaśnie pan wszystko-wiem-najlepiej zamknie swoją jadaczkę i skupi się na grze? Nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar skopać tyłek Stefanowi.
Spojrzał na mnie z pogardą, a później na trzymającego piłkę Krafta. Stefan rozpoczął walkę o serwy. Diethart przyjął piłkę, rozegrałam na prawo właśnie do niego. Wyskoczył, uderzył w piłkę, która wylądowała w polu za Michaelem. My zaczynamy!
Wiecie co? Nie poszło nam najgorzej. Pokonaliśmy drużynę tego zdrajcy w trzech setach.
Trzymałam się od tego szowinisty, jak najdalej tylko potrafiłam, bo mogłam zrobić coś jemu, a on mi. Czasami czepiał się, kiedy nie wychodziły mi serwy, ale puszczałam to mimo uszu.
Muszę jednak przyznać, że nawet przyzwoicie gra. Nie dobrze, ale przyzwoicie.
Przybiłam z Thomasem piątkę za wygrany mecz, podziękowałam naszym rywalom za mecz, oczywiście nie zapominając o mrożącym krew w żyłach wzroku skierowanym w pana Stefana Krafta. Zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do swojego pokoju.
Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam się. Przypomniałam sobie o książce, którą dała i poleciła mi koleżanka, więc wzięłam ją i wyszłam z pokoju w celu poszukiwania odpowiedniego miejsca do poczytania. Nie chciałam zostawać w pokoju, bo zaraz zleciałby się Klub Miłośników Pokera i Uno, i z mojego czytania byłyby nici. O Klubie Miłośników Pokera i Uno opowiem wam innym razem.
Szwendałam się po hotelu, ale nie potrafiłam znaleźć takiego miejsca. Zrobiłam się głodna, więc stwierdziłam, że pójdę do hotelowej kawiarni i zjem jakieś ciasto czy coś. Usiadłam przy stoliku przy oknie i zaparło mi dech w piersiach. W rogu hotelowego tarasu stał kominek, w którym było napalone. Wyglądało to przepięknie. Taras przykryty był dachem, dzięki czemu nie było na nim śniegu. Cały był oszklony, więc zapewne nie było na nim tak zimno jak na zewnątrz. Na tarasie rozstawione były stoliki, ale nikt przy nich nie siedział. Zapragnęłam się tam znaleźć. Kiedy kelnerka przyniosła moje zamówienie, zapytałam, czy mogłabym usiąść na tarasie. Zgodziła się i zaproponowała, że przyniesie mi koc. Zjadłam szarlotkę, kelnerka wraz z rachunkiem przyniosła mi wspomniany już koc. Zapłaciłam, wzięłam książkę i wyszłam na taras. Postanowiłam usiąść przy samym kominku, aby było mi ciepło. Tak też zrobiłam. Było mi jednak niewygodnie. Rozejrzałam się. Obok wejścia, w rogu zauważyłam leżaki. Położyłam książkę na stole, który lekko odsunęłam, by zrobić miejsce na leżak. Podeszłam do miejsca, gdzie znajdowały się leżaki i bez większych problemów przeniosłam jeden z nich pod kominek. Próbowałam rozłożyć jego nogi, ale jedna z nich ani drgnęła. Zmagałam się z nią dość długo. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam czyjś głos.
- Może ci pomóc?
Odwróciłam się w tamtym kierunku. Stał w drzwiach z założonymi rękoma, opierając się o futrynę. Wróciłam do mojego fascynującego zajęcia.
- Żebyś później wszystkim wmawiał, że bez was nie dałybyśmy sobie rady? 
I w tej chwili nóżka przegrała. Udało mi się ją rozłożyć. Ustawiłam leżak bokiem do kominka, wzięłam książkę, owinęłam się kocem i zaczęłam czytać. Nie potrafiłam się jednak skupić. Nie słyszałam żadnych kroków, więc nadal musiał tam być. Zastanawiałam się, czego chce. Podniosłam się i spojrzałam w tamtym kierunku. Wciąż tam stał.
- A ty co? Przymarzłeś do tej framugi? Nie masz nic lepszego do roboty niż męczenie głupich kobiet?
Żeby nie skupiać się na jego osobie, włożyłam słuchawki do uszu i wróciłam do czytania. Od razu lepiej się czytało. Ale mój spokój nie trwał długo. Po chwili kolega z Austrii usiadł sobie na krześle naprzeciwko mnie. Udawałam, że go nie widzę, nie podnosząc wzroku z nad książki, ale przez niego przeczytałam jedno zdanie chyba z pięć razy.
Wyjęłam słuchawki z uszu i zamknęłam książkę.
- Czego chcesz?- zapytałam raczej z nie najmilszym tonem, ale jemu się należało.
- Przeprosić- odpowiedział szybko.
Wydawało mi się, że się przesłyszałam, więc długo nic odpowiadałam, ale kiedy podniosłam wzrok i zobaczyłam, że on oczekuje mojej odpowiedzi, byłam zdumiona.
- Rozumiem, że to z powodu dzisiejszego dnia. Postanowiłeś chociaż w Mikołajki być dla mnie miły. Ale wydaje mi się, że pomyliłeś dni, bo to w Wigilię wszyscy stają się lepsi. Chyba, że masz dzisiaj jakiś Dzień Dobroci dla Kobiet. 
- Lena, proszę cię. 
- No co? Znając ciebie, to sam wymyśliłeś sobie takie święto i...
Usłyszałam czyjeś kroki i przerwałam. Podeszła do nas kelnerka.
- Czy czegoś pan sobie życzy, panie Schlierenzauer? 
Zastanawiałam się, czy mogłaby uśmiechnąć się jeszcze szerzej. Pan Schlierenzauer pomimo tego, że tak nienawidzi kobiet, ma u nich powodzenie. Współczułam trochę tej kelnerce, bo chyba zbyt dużo wywiadów o nim przeczytała, a w każdym jest bardziej idealizowany niż w poprzednim. Taki uprzejmy, uczynny, a tak naprawdę to przerost formy nad treścią.
- Nie, dziękuję. Ale tej pani- wskazał na mnie- przydałaby się odrobina życzliwości. 
Kelnerka zaśmiała się, myśląc pewnie, że to żart i odeszła.
Czy wy też to słyszałyście? MI przydałaby się życzliwość?! Wypraszam to sobie!
Spojrzałam na niego spod byka.
- Zawsze jesteś wobec mnie arogancki, więc odpłacam ci się za to. Ale dzisiaj są Mikołajki, także gratuluję wygranej- powiedziałam, przypominając sobie o dzisiejszym konkursie.
Uśmiechnął się na moje słowa jak głupi do sera, ale po chwili uśmiech szybko znikł z jego twarzy i zauważyłam, że czymś się spiął.
- Naprawdę chcę skończyć tę wojnę pomiędzy nami- powiedział, patrząc w moje oczy, przez co szybko musiałam odwrócić wzrok.
Przyznać się, kto go podmienił! Chyba, że to na serio magia Mikołajek, ale jakoś wątpię...
- Nie musisz mi tego mówić. Po prostu skończ z głupimi tekstami. Tyle.
- Dobrze, że powiedziałaś... Wiem to. Ale chciałem cię przeprosić. Nie powinienem się tak wobec ciebie zachowywać.
Kiedy to powiedział, zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest na coś chory. Ludzie w obliczu śmierci próbują poukładać wszystkie swoje sprawy, skończyć wszystkie konflikty. Może on też był chory?
Nie miałam pojęcia, co mam mu powiedzieć. Chciałam stamtąd uciec i to jak najprędzej.
- W porządku, ja też nieźle ci nagadałam. Będę się już zbierać. Miałam pokazać się jeszcze Kroczkowi dzisiaj, więc muszę lecieć- wymyśliłam jakieś kłamstwo na poczekaniu i jak najszybciej tylko potrafiłam wstałam z leżaka, wzięłam książkę i pobiegłam w stronę swojego pokoju.
Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam z nim dalej tam siedzieć. Nie byłam przyzwyczajona do zwykłej rozmowy z Schlierenzauerem i wiedziałam, że jutro wszystko będzie po staremu.
Znowu się pojawi, jakby nie wiem co. Wielmożny królewicz, przed którym należy składać ukłony i całować ziemię, po której stąpa. Arogancki dupek.

~*~


   Lillehammer, 06.12.2014r. 

Stefan dał mi dzisiaj do zrozumienia, że zachowywałem się wobec Leny jak totalny idiota. Miał rację. Od samego początku traktowałem ją źle. Pamiętam nawet jak się poznaliśmy, to było tutaj w Lillehammer.
***
- Przepraszam- usłyszałem za sobą, a po moim drugim skoku naprawdę nie miałem ochoty na autografy i zdjęcia. Chciałem jedynie znaleźć się w łóżku i zasnąć jak najszybciej. To przynosiło mi największą ulgę w dni takie jak ten. Dlatego się nie zatrzymałem. Szedłem dalej, ale ktoś nie przestawał wołać, a nawoływanie nie było coraz cichsze, co znaczyło tylko jedno. Ten ktoś szedł za mną. Z dużym impetem odwróciłem się, przez co prawie walnąłem idącą za mną osobę nartami, które niosłem na barku.
Była to młoda kobieta, szatynka. Wiedziałem, że z takimi nie ma przebacz. Albo dasz im, to czego chcą, albo nie dadzą ci spokoju.
- Autograf? Zdjęcie?- zapytałem, po czym zobaczyłem, że ma na sobie kurtkę polskiej reprezentacji. Byłem pewien, że jest jedną z dziewczyn tych nieudaczników.
- Nie chodzi mi o to.
- Wywiadu też ci nie udzielę- urwałem.
- Ale... Nie chodzi o wywiad...
- Dziewczyno, zajmij się pocieszaniem swoich rodaków po konkursie i nie zawracaj mi głowy- wszedłem jej w słowo.
- Ma pan telefon?- zapytała szybko. Zacząłem jedną ręką klepać po kieszeniach kurtki, później spodni.
- Mam, oczywiście, że... Cholera, nie mam go. 
Spojrzałem na nią. Zza pleców wyciągnęła rękę, w której trzymała moją komórkę.
- Skąd go masz?!
- Wypadł panu. Cały czas próbowałam to panu powiedzieć, ale nie dał mi pan dojść do słowa.
Odebrałem jej mój telefon i odwróciłem się na pięcie.
- Wypadałoby może podziękować- usłyszałem za plecami.
Prychnąłem i ruszyłem w stronę busa.
- Czyste chamstwo. Znajdujesz facetowi telefon, oddajesz go, a on jeszcze nie podziękuje. Wszyscy jesteście tacy sami- odwarknęła.
Dziewczyna nie odpuszczała. Odwróciłem się gwałtownie, przez co prawie na mnie nie wpadła.
- Wszyscy? A wy, kobiety, jesteście niby lepsze? Pieprzone feministki, ale kiedy trzeba coś wnieść lub naprawić, to wasz feminizm się kończy- powiedziałem i zmusiłem się na uśmiech.
- Wie pan co, panie...? 
Na jej twarzy pojawiło się zmieszanie, jakby próbowała sobie przypomnieć sobie jak się nazywam. Zaśmiałem się.
- Schlierenzauer- odparłem i sztucznie się uśmiechnąłem.
- A więc to pan. Dużo o panu słyszałam od pańskich kolegów po fachu. 
- Zapewne w samych pozytywach. 
- Żebyś się nie zdziwił, gburze- powiedziała cicho, myśląc pewnie, że nie usłyszę, ale usłyszałem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Czy pani życzy sobie czegoś jeszcze?- zapytałem, starając się, żeby zabrzmiało to jak najbardziej uprzejmie tylko mogło.
- Tak, zwykłego "dziękuje"- odpowiedziała, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Dziękuje, wystarczy?- kiwnęła głową- Do widzenia i obyśmy więcej już się nie spotkali- powiedziałem, odwracając się na pięcie, mając nadzieję, że nie usłyszy. Niestety.
- Zdziwi się pan. Jeszcze się zobaczymy- usłyszałem.
Odwróciłem głowę, spoglądając na nią pytająco.
- Jestem fizjoterapeutką polskich skoczków, więc do zobaczenia- odpowiedziała i wyszczerzyła się.
Westchnąłem i poszedłem na parking.
***
Wydawało mi się, że po tym jak mnie poznała i jak ją wtedy potraktowałem, nie będzie chciała przebywać w moim towarzystwie. Ale myliłem się. Tylko zwykle zaczynała rozmowę, kiedy nie byłem w najlepszym humorze i jej dogryzałem. Ale ona nigdy nie odpuszczała. Docinka za docinkę. Wyglądało to mniej więcej jak ping-pong. Mówiłem coś, posyłałem piłkę na jej stronę, ale ona zawsze odbijała. Były momenty, kiedy nie potrafiła znaleźć słów, żeby mi oddać, ale ja też miewałem takie sytuacje.
Zauważyłem kiedyś, że najbardziej denerwują ją głupie dowcipy na temat jej płci. Kiedy naprawdę chciałem jej się pozbyć, zaczynałem opowiadać żarty na temat kobiet. Czasami działało. Nie wytrzymywała i np. przesiadała się do innego stolika. Ale najczęściej oddawała mi tym samym. Rzucała żarcikami o mężczyznach.
Przyzwyczaiłem się do takiego jej traktowania i ona raczej też. Nie chciałem tego zmieniać. Ale Stefan miał rację. Nie powinienem tak się do niej odnosić. Tylko, że jest problem. Bo ja naprawdę mam zły stosunek jeśli chodzi o kobiety. Nie potrafię zrozumieć jednego. Jak inni mężczyźni mogą powierzyć cokolwiek tym istotą, które nazwano płcią piękną? Oskubią cię, uciekną i tyle po nich zostanie. A już, broń Boże, kiedy powierzysz im swoje serce...


Komentarze

  1. No no, rozkręca się ;) nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog.

Rozdział 1.

Rozdział 3.