Rozdział 8.

   Nadal gdzieś w Austrii, 04 stycznia 2015r.

Obudziłam się i otworzyłam powoli oczy. W pomieszczeniu panował półmrok. Przez spuszczoną żaluzję do pokoju wpadało niewiele światła. Podniosłam się na przedramiona i rozejrzałam po pomieszczeniu. Na ścianach wisiało wiele medali i plakatów. Na półkach stały puchary. 
Usłyszałam jakieś rozmowy, dobiegające zza zamkniętych drzwi. Położyłam się ponownie na plecach. Próbowałam przypomnieć sobie, co zdarzyło się poprzedniego dnia, jak mogłam się tutaj znaleźć. Samochód w zaspie, Gregor, jego auto. Później zasnęłam. Czyli on musiał mnie tutaj przywieźć... A co jeśli...? Podniosłam koc, którym byłam przykryta i zobaczyłam, że mam na sobie wczorajsze ubrania. Jeden problem mniej. 
Rozmowy ucichły, teraz słychać było zbliżające się kroki. Szybko zamknęłam oczy. Usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi i podchodzi do łóżka. Przykucnął przy nim i przez dłuższą chwilę nic się nie działo. 
-Lena, śpisz?- zapytał, a ja rozpoznałam tę osobę po głosie. 
-Nie, Gregorku, już nie śpię- odpowiedziałam, otwierając oczy i uśmiechając się szeroko. 
Pamiętałam, że poprzedniego dnia był nadzwyczaj miły i byłam ciekawa, jak dzisiaj będzie się zachowywać. 
-Wstawaj, śniadanie już czeka na dole- powiedział i przysiadł na fotelu przy biurku. Podniosłam się i usiadłam. 
-Na dole? Sam robiłeś?
W mojej głowie pojawiła się myśl, że chce mnie otruć. Wiem, to dziwne. Dlaczego niby miałby mnie truć? Może postawił sobie za cel pozbycie się mnie?
-I czego jeszcze... Mama zrobiła. Razem z tatą i bratem już na nas czekają- odpowiedział. 
Czyli byłam u niego w domu. Matko Boska, czemu cała jego rodzina na mnie czeka? Poczułam się dziwnie. Próbowałam jakoś to ukryć, ale musiał zobaczyć moją minę, bo zaczął się śmiać. 
-Nie mogłabym zjeść tutaj?- zapytałam, mówiąc z taką słodkością w głosie, żeby mi nie odmówił. 
-Nie. Czekali z rozpoczęciem jedzenia, aż się obudzisz. 
Domyśliłam się, że na dalszych dyskusjach straciłabym tylko czas, a mój brzuch zaczął domagać się jedzenia. Chciałam założyć buty, ale kiedy schyliłam się, by je znaleźć, zobaczyłam przesłodkie kapcie-pieski. Wciągnęłam je na stopy, chichocząc. 
-Rozumiem, że to twoje- odezwałam się. 
Gregor spojrzał na mnie jak na idiotkę, a kiedy zrozumiał, że to żart, uśmiechnął się. Po raz pierwszy widziałam go nierozdrażnionego, uśmiechniętego. Może on wcale nie jest taki zły? Skarciłam się za to w myślach. 
Wstałam i podeszłam do drzwi. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju, żeby sprawdzić, czy jest tutaj jakieś lustro. Niestety, żadnego nie zobaczyłam. Odwróciłam się i Gregor prawie na mnie wpadł. 
-Jaki znowu masz problem?- zapytał zniecierpliwiony. 
-To, że ty już mnie widziałeś w takim stanie, nie znaczy, że pokażę się tak innym ludziom- powiedziałam, a on westchnął- Potrzebuję pójść do łazienki. I gdzie jest moja torebka?
Podszedł do biurka i wyciągnął spod niego torbę. Podał mi ją, a ja zaczęłam w niej grzebać. W końcu wyciągnęłam z niej kosmetyczkę. Rzuciłam torebkę na łóżko i spojrzałam na Gregora. 
-Prowadź.
Wyprzedził mnie, otworzył drzwi i wyszedł z pokoju. Podążyłam za nim. Minęliśmy schody i poszliśmy dalej korytarzem. Na ścianach wisiało pełno zdjęć, ale nie mogłam zatrzymać się i przyjrzeć im się dokładnie, bo Gregor szedł szybkim krokiem i mógłby gdzieś mi zniknąć, a nie wiedziałam, czy zdołałabym później go znaleźć. 
Zatrzymał się przy trzecich drzwiach po prawej stronie korytarza. 
-Tylko proszę nie siedź tam cały dzień- szepnął. 
-Daj mi 4 minuty!- powiedziałam i puściłam do niego oczko. 
Pchnęłam drzwi i weszłam do łazienki. Była ona cała utrzymana w bieli. Jedynie dodatki, jak np. zasłony czy ręczniki, były w odcieniach beżu. 
Położyłam kosmetyczkę na umywalce i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Tusz do rzęs rozmazał się, kiedy spałam, miałam wielkie wory pod oczami, a włosy sterczały mi na wszystkie strony. Wyciągnęłam z kosmetyczki chusteczki do demakijażu i kilkoma szybkimi ruchami pozbyłam się wczorajszego makijażu. Wyrzuciłam zużytą chusteczkę do kosza i przemyłam twarz, po czym osuszyłam ją ręcznikiem. Wyjętą z kosmetyczki małą szczotką pospiesznie przeczesałam włosy, po czym związałam je w koński ogon. Kilka razy przeciągnęłam tuszem po rzęsach, a pod oczy nałożyłam trochę korektora, żeby zmęczenie nie było aż tak widoczne. Spakowałam swoje rzeczy z powrotem do kosmetyczki i podeszłam do drzwi. Powoli je otworzyłam i podskoczyłam, kiedy zobaczyłam, opierającego się o framugę Gregora. 
-Jestem gotowa- odezwałam się z triumfującym uśmiechem na ustach. 
-Jestem pod wrażeniem. Zajęło ci zaledwie 3 i pół minuty! Jak? 
Wzruszyłam ramionami. Gregor poszedł pierwszy i kiedy zobaczyłam, że zmierza on w stronę schodów powiedziałam: 
-Poczekaj! Muszę odnieść kosmetyczkę. 
Odburknął coś pod nosem, zabrał mi ją i wszedł do pokoju. Po chwili wrócił. 
-Czy teraz już możemy iść?- zapytał, spoglądając na mnie lekko już zirytowany. 
Kiwnęłam twierdząco głową i starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Wracał stary Gregor. Denerwowanie go sprawiało mi jakąś dziwną radość.
Schlierenzauer zaczął schodzić po schodach, poszłam w jego ślady. Po kilku chwilach zobaczyłam, że trzy osoby stoją przy stole jak na szpilkach. Cała trójka szeroko się uśmiechała i przyglądali się każdemu mojemu ruchowi. Trochę mnie to peszyło. Podeszli bliżej, kiedy byliśmy już na ostatnich stopniach. Gregor przepuścił mnie, więc wyszłam jego rodzinie naprzeciw.
-Dzień dobry, mam na imię Lena, bardzo miło mi państwa poznać- przywitałam się, lekko się uśmiechając.
Pierwsza podeszła do mnie kobieta o blond włosach z ogromnym uśmiechem na ustach.
-My też cieszymy się, że cię poznajemy. Gregor nie chciał nic o tobie mówić, więc może ty nam powiesz. Jesteś jego...?
-Koleżanką- dokończyłam.
-Znajomą- poprawił mnie Gregor.
Kobieta spojrzała na mnie pytająco, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.
-Nie chcę robić żadnego problemu... Mówiłam temu tutaj- kiwnęłam głową na Gregora-że mogę zjeść na górze.
-Ale to żaden problem. Przyjmujemy cię z ogromną przyjemnością- odpowiedziała, posyłając mi wielki uśmiech. Z jej oczu biło takie ciepło i dobroć. Przypominała mi trochę moją mamę. Czy była mamą Gregora? Nie pamiętałam, żeby mówiła kim jest, więc postanowiłam zapytać. To u mnie typowe.
-A pani to...?
-Mama tego tutaj- odpowiedziała i podała mi rękę. Z twarzy kobiety nie znikał uśmiech. Zza jej pleców wyszedł mężczyzna, który również przywitał się ze mną, podając mi rękę. Przedstawił się jako ojciec Gregora. Jako ostatni podszedł chłopak, który był znacznie młodszy od Gregora.
-Brat?- zapytałam, uśmiechając się z nadzieją, że zgadłam.
Kiwnął głową na potwierdzenie i podał mi rękę. Pani domu zaprosiła nas do stołu. Nie zgadniecie obok kogo mnie posadzono...
Mogę wam powiedzieć, że czułam się, jak księżniczka. Wszystko podstawiono mi pod nos, tata Gregora nalał mi herbaty, mama co chwilę dopytywała się o dokładkę.
Kiedy rozpoczęliśmy posiłek, zaczęła się również rozmowa. Początkowo pani Schlierenzauer pytała o moją pracę, ciągłe podróże, samopoczucie. Byłam zdziwiona z jaką gościnnością traktował mnie Gregor. Tutaj podał mi bułki, tam nałożył serek, kiedy indziej zapytał, czy zechciałabym jeszcze jajecznicy. Czułam się jakbym była częścią tej rodziny. I zobaczyłam drugie oblicze skoczka. Przy rodzinie był zupełnie inny. Jego zuchwalstwo, zarozumialstwo, jakim otaczał się, kiedy był na widoku innych ludzi ustąpiło miejsca uprzejmości i empatii. Co chwilę na niego zerkałam, a gdy przyłapywał mnie na tym, uśmiechał się i, choć myślałam, że będzie inaczej, podtrzymywał kontakt wzrokowy tak długo, aż czułam się niezręcznie i szybko odwracałam wzrok.
Zobaczyłam, jak się śmieje, gdy rodzice opowiadali o swoich ostatnich podróżach. Widać było, że zależy mu na ich zdaniu i wsparciu. Wystarczyło jedno spojrzenie pani Schlierenzauer, a Gregor potulniał i stawał się kilkuletnim chłopcem. Nawet nie wiecie, jak on pięknie się do niej uśmiechał. Czułam również, że rodzice byliby w stanie pójść za Gregorem w ogień, że miał w nich to wsparcie, którego tak pragnął.
Kiedy jego tata opowiadał właśnie historyjkę, gdy mały Gregorek próbował wskoczyć na drzewo, by zerwać koleżance jabłko, bo wymyślił, że to będzie najlepszy sposób na podryw, do pokoju weszła kobieta. Nie zanotowałam momentu, w którym się pojawiła, ponieważ byłam zbyt zafascynowana poczynaniami Schlierenzauera, który próbował zdobyć pierwsze damskie serce, jednak utknął na drzewie, ponieważ nie wiedział jak zejść.
-I to nie jest jedna taka historia- odezwała się ów kobieta i zwróciła na siebie uwagę wszystkich osób,siedzących przy stole.
Odwróciłam głowę w jej kierunku i zobaczyłam dziewczynę może dwa lub trzy lata starszą ode mnie, która stała oparta o framugę drzwi, prowadzących, jak mniemam, do przedpokoju. Gregor wybiegł jej na spotkanie i wpadli sobie w ramiona. Spojrzałam na panią Angelikę, uśmiechała się, patrząc na syna, ściskającego kobietę. Dopiero wtedy zauważyłam, że obok brata Gregora jest jeszcze wolne miejsce. Czyżby to była jakaś jego bliższa przyjaciółka, o której świat narciarski jeszcze nie wie? Może, gdybym zrobiła im zdjęcie i wysłała do jakiegoś portalu, kilka groszy wpadłoby mi do kieszeni... Żartuję, straciłabym wtedy pracę, którą zbyt kocham.
Wstałam od stołu, by przywitać się z domniemaną partnerką Schlierenzauera. Nie ważne, jak mogłabym go nie lubić, kultura osobista przede wszystkim.
Kobieta zauważyła mnie i odsunęła się od Gregora. Wtedy zobaczyłam, że jej płaszcz rozpiął się, a spod niego widać było powiększony brzuch. Była w ciąży. Nie chcę nawet mówić, o tych nagłówkach i brzęku monet, które pojawiły się w mojej głowie. "Masz pracę, którą kochasz; masz pracę, którą kochasz...", powtarzałam sobie w myślach.
-Gregor, braciszku, dlaczego nie powiedziałeś mi, że masz dziewczynę?- głos kobiety wyrwał mnie z zamyślenia.
-Kogo?-zapytałam, spoglądając na nią zdziwiona. Chyba nie mówiła o sobie? I nazwała go bratem... Popatrzyłam na Gregora, który był równie zdziwiony co ja.
-Gloria, to jest Lena, fizjoterapeutka polskiej reprezentacji- powiedział, przenosząc wzrok na mnie.
-Jak oficjalnie, braciszku...- odrzekła.- No cóż, miło mi cię poznać, Lena.
Po czym podeszła do mnie i przytuliła się, a mi nie pozostało nic innego, jak odwzajemnić uścisk. Przywitała się z resztą rodziny i ponownie zasiedliśmy do śniadania.
Chociaż początkowo niewiele rozumiałam, domyślałam się, że to jego siostra, w końcu mówiła do niego "braciszku", jednak później wyjaśniło się, że Gloria jest w 6 miesiącu ciąży, przyjechała sama, ponieważ jej mąż jest w delegacji, a nie mogła przegapić okazji, kiedy jej, jak sama określiła, "sławny" brat będzie miał więcej czasu dla rodziny. Poczułam się wtedy źle, ponieważ czułam, jakbym zabierała im te cenne minuty. Wiedziałam, jakie jest życie ze skoczkiem. Jak wiele znaczy choćby godzina dla bliskich w sezonie...
Pomimo tego, że początkowo byłam trochę sceptycznie nastawiona do Glorii z powodu jej "wielkiego wejścia", z czasem odniosłam wrażenie, że jest naprawdę wspaniałą kobietą. I świetnie się z nią rozmawiało. Najbardziej chyba jednak podobało mi się, kiedy drażniła się z Gregorem, ale to dlatego, że ja też uwielbiam go denerwować.
Gregor uzmysłowił mi, że musimy kończyć to spotkanie, ponieważ musi jechać do hotelu na spotkanie z trenerem i trening. Wszyscy zabraliśmy się do sprzątania po śniadaniu i w mig na stole nie było już nawet okruszków. Pobiegłam do pokoju Gregora, żeby się przebrać. Założyłam koszulkę reprezentacji i poszarpane jeansy. Kiedy zakładałam buty, siedząc na łóżku, do pokoju wszedł Schlierenzauer.
-Gotowa?- zapytał, stojąc w drzwiach.
-Nie, jeszcze chwila- powiedziałam. Myślałam, że wyjdzie, zamknie za sobą drzwi i poczeka na mnie na dole. Wprawdzie zamknął drzwi, ale został w pokoju. Usiadł na fotelu przy oknie. Wprawdzie nigdy nie peszyła mnie cisza, jednak w jego towarzystwie było mi trochę z tym ciężko.
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy, żeby włożyć je do walizki i jakoś odciągnąć swoje myśli od jego osoby. Kiedy walizka była już zamknięta, chciałam ją wynieść z pokoju, ale gdy się po nią schylałam, zostałam uprzedzona przez Schlierenzauera. Nie muszę wspominać, że byłam zdziwiona. Ale może dom tak na niego działał. Zabrałam swoją torebkę i kurtkę, i wyszłam z pomieszczenia. Gregor przepuścił mnie na schodach. Chciałam pożegnać się z jego rodziną, ale jego mama kategorycznie mi tego zabroniła.
-Przecież zobaczymy się na skoczni!- powiedziała.
W każdym bądź razie dziękowałam. Starałam się, jak mogłam, żeby w słowach wyrazić tyle dobra, ile od nich doświadczyłam. Na niby "nie-pożegnanie" pani Angelika przytuliła mnie tak mocno, że poczułam się, jakby była moją mamą. Aż łza zakręciła mi się w oku.
Oczywiście odprowadzili nas do samego samochodu. Tata Gregora otworzył mi drzwi. Jeszcze kilka razy dziękowałam. Zobaczyłam jak Gregor rozmawiał z mamą, nim wsiadł do samochodu. Patrzył jej prosto w oczy, a ona mówiła do niego, jakby była jego osobistym trenerem. Motywowała i mówiła jak bardzo go kocha. No kto z takim wsparciem nie byłby w stanie wygrać tego głupiego konkursu?
Na koniec pocałowała go w czoło i mocno przytuliła.
Machałam rodzinie Schlierenzauer tak długo, aż straciłam ich z pola widzenia. Wtedy usadowiłam się wygodnie w fotelu i westchnęłam. Może zbyt głośno...
-Coś nie tak?- zapytał, a w jego głosie wyczułam ...
-Wprost przeciwnie. Masz wspaniałą rodzinę- powiedziałam i spojrzałam na niego. Uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział. Dalej jechaliśmy w ciszy.
Dopóki nie przejechała obok nas laweta, a ja nie przypomniałam sobie o moim samochodzie.
-Co z moją furą?- zapytałam, śmiejąc się na wspomnienie poprzedniej nocy.
-Jest w warsztacie. Wydaje mi się, że lada chwila samochód powinien być pod hotelem- odpowiedział. Stwierdziłam, że będę czekać aż go przywiozą i wtedy rozliczę się z laweciarzem.
Wypytywałam się o jego rodzinę, bo to wg mnie był bezpieczny grunt. Nie chciałam dalej drążyć tematu ubiegłej nocy i choć byłam ciekawa, jak znalazłam się w jego pokoju, nie mogłam przecież się przeteleportować, wiedziałam, że wtedy mogłabym znowu obudzić w nim tego szowinistycznego Gregora. A kiedy rozmawialiśmy o jego najbliższych, wciąż jeszcze był tym uprzejmym synkiem swojej mamy. Nie nazwałabym go maminsynkiem, ale jego relacja z rodzicielką była naprawdę wspaniałą rzeczą. Może była jedyną kobietą, którą szanował.
Po półgodzinnej jeździe byliśmy pod hotelem. I znowu nie ja niosłam własną walizkę do pokoju. Gregor odprowadził mnie pod same drzwi. Podziękowałam mu, jak najlepiej tylko potrafiłam. Kiwnął głową i odszedł w swoją stronę. Patrzyłam za nim, aż nie zniknął za rogiem.
Ledwo ściągnęłam kurtkę, kiedy znalazłam się w swoim pokoju, ktoś zapukał. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je i przywitał mnie widok Stefana, uśmiechniętego od ucha do ucha. Na jego miejscu nie byłabym w takim dobrym humorze, sam pcha się w paszczę lwa.
Uśmiechnęłam się sztucznie i wpuściłam go do pokoju.
-Czyli jednak miałem rację...-odparł, a ja już obmyślałam plan zemsty.
-Nie bardzo rozumiem, Stefan-odpowiedziałam. Usiadł na łóżku i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Już jesteście razem?-zapytał. Oderwałam się od wyciągania najważniejszych rzeczy z walizki i spojrzałam na niego pytająco.
-Kto z kim?- odpowiedziałam pytaniem. Miałam ochotę podejść do niego i zacisnąć ręce na jego szyi. Nie dość, że nie odbierał telefonu, to jeszcze teraz gra ze mną w jakąś zgadywankę.
-Ty i Gregor! Lena, co z tobą?
-Co to za spekulacje, Kraft?
-Freitag widział, że razem przyjechaliście- odpowiedział, a ja miałam ochotę palnąć i Freitaga, i Krafta w głowę.
-No i co z tego?-zapytałam, chcąc pojąć logikę tego nieszczęsnego idioty. Naprawdę, wierzcie mi, z całych sił starałam się, żeby nie wybuchnąć i nie zacząć na niego wrzeszczeć.
-Gregora nie było w nocy w hotelu, pojechał niby do rodziców, ale coś mi się wydaje, że to z tobą spędził tą noc.
Boże, słyszysz go i nie grzmisz? W jakiej kolejce on stał, kiedy rozdawali rozum? Ach, no tak! Czekał na niezwykle denerwujący charakter.
-Masz rację, Stefan. Spędziliśmy tę noc w tanim motelu przy autostradzie.
Stefan spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
-Naprawdę?- dociekał.
Miałam dość już podchodów, więc zapytałam wprost:
-Stefan, dlaczego nie odbierasz tych cholernych telefonów?
Zrobił zdziwioną minę, jakby zupełnie nie rozumiał, o co mi chodzi, co potwierdził pytaniem:
-Jakich telefonów?
-Wczorajszej nocy dzwoniłam do ciebie chyba z dwadzieścia razy!-krzyknęłam. Próbowałam nad sobą panować, ale miałam wrażenie, że on robi to celowo.
-Co? Nie dzwoniłaś ani razu!
-Dobra, daruj sobie. A teraz wyjaśnię ci resztę, żeby nie było żadnych niedomówień, że jestem z Schlierenzauerem-powiedziałam i usiadłam na kanapie- Nie odbierałeś,-zaczęłam i widziałam, że chce zaprotestować, ale zabroniłam mu tego gestem dłoni-więc musiałam znaleźć inną pomoc. Wjechałam w zaspę i nie potrafiłam wyjść z samochodu. Byłam na jakiś odludziu, gdzie nie było ani jednej żywej duszy. W kontaktach znalazłam numer Gregora...
-Wiedziałem, że kiedyś się przyda- przerwał mi, za co został zbesztany wzrokiem.
Wyjaśniła się więc i kolejna zagadka.
-...i zadzwoniłam. Przyjechał, pomógł mi. Jeszcze zanim się pojawił, upiłam się w samochodzie i straciłam świadomość w pewnej chwili. Obudziłam się w jakimś pokoju. Okazało się, że byłam u niego w domu. Zaprowadził mnie na śniadanie ze swoją rodziną. Bałam się, że oni będą tak samo zarozumiali jak on, ale było inaczej. On też był inny.
-To chyba dobrze, że nie odbierałem-odezwał się, a ja spojrzałam na niego.
-Bo?
-Przynajmniej zobaczyłaś jego prawdziwe oblicze.
-Ale ja tego nie chciałam, rozumiesz? Mam wrażenie, że do końca życia będę musiała być mu za to wdzięczna- powiedziałam i spuściłam głowę, bawiąc się nerwowo skrawkiem swetra.
-Podziękowałaś mu? Podziękowałaś. Ludzie wyświadczają sobie przysługi, Lena.
-Nie chcę, żeby myślał, że miał rację-odparłam.
-Miał rację?- zapytał, spoglądając na mnie zdziwiony.
-Że niby kobiety nie poradziłyby sobie bez was, facetów. To będzie jego argument, założę się, a kiedy będę chciała go podważyć, może wyciągnąć tę sytuację...
Stefan wstał i usiadł obok mnie.
-Jesteście podobni pod tym względem-powiedział.
-To znaczy?- spytałam, patrząc na Stefana spod byka.
-Jesteście zbyt dumni. Myślisz, że pozwolenie sobie pomóc, to oznaka słabości. A może on chciał ci pomóc... Może zrobił to z przyjemnością...
-Stefan, nie pozwalaj sobie na zbyt dużo-zbeształam go- Może się okazać, że nie będzie miał ci kto wymasować obolałych mięśni- dodałam i zmusiłam się do uśmiechu.
-O, właśnie! Skoro już wróciłaś i akurat tutaj jestem, może...-zaczął, ale domyśliłam się, o co chodzi, więc natychmiast mu przerwałam. Poderwałam się z kanapy.
-Nie, Stefan! Strzelam focha do odwołania. Do tego czasu nie chcę cię widzieć-powiedziałam. Podeszłam do drzwi, otworzyłam je, chcąc pozbyć się z mojego pokoju.
Kraft doskonale odczytał moje intencje, wstał i wyszedł, nic nie mówiąc.
Na jakiś czas pozbyłam się spiskowca.

~*~


Dżizas, wracam! Rozdział leżał już napisany od roku XD ale nie potrafiłam go wstawić, nie będąc pewna, czy jest zbyt dobry i czy zdołam napisać coś jeszcze. Udało się, więc wracam, nie na długo, ale może w drugiej połowie tego roku uda mi się znowu coś napisać.
Jak podoba wam się pomoc Gregorka naszej bohaterce? Czekam na wasze opinie :) 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog.

Rozdział 1.

Rozdział 3.