Rozdział 6.

   Niżny Tagił, 14 grudnia 2014r.

- LEEEENA!- usłyszałam za plecami, kiedy próbowałam ewakuować się jak najdalej od stolika Austriaków, ale Kraft oczywiście musiał mnie zauważyć. Odwróciłam się szybko i z przyklejonym uśmiechem na ustach powiedziałam:
- Nie zauważyłam was! Mam do załatwienia sprawę z trenerem Kruczkiem, później do was przyjdę.
- Siadaj, on ci nie ucieknie- odpowiedział Stefan i klepnął siedzenia krzesła obok siebie. Spojrzałam na pana Schlierenzauer. Wyglądał na bardzo niezadowolonego. Mogę się założyć, że jego twarz była odbiciem mojej. Z Stefanem nie ma zmiłuj. Żeby uniknąć dalszych kłótni usiadłam. Rozejrzałam się po talerzach innych. Były pełne, a to oznaczało, że żaden z nich nie skończy jeść przede mną i nie zostanę po raz kolejny sam na sam z panem szowinistą. Od czasu rozmowy na tarasie w Lillehammer unikałam go jak ognia, ale nie było to jakoś bardzo trudne, bo on też nie garnął się zbytnio do rozmowy ze mną. A po jego zachowaniu przy stole można się było spodziewać, że tamta sytuacja była jednorazowa i nie powinna się powtórzyć.
Zapadła cisza. Wyjątkowo. Przy tym stole nigdy nie było cicho. Kraft zawsze miał coś do powiedzenia. A teraz nic. Jak makiem zasiał. Postanowiłam to przerwać. Było to dla mnie trochę niezręczne. Mogłam zapytać Krafta o cokolwiek. Lub Michaela. Lub Koflera. To nie było przemyślane.
- I jak tam, Schlierenzauer? Może mam pójść do kuchni pomóc paniom gotować?
- Już nie uważam, że twoje miejsce jest w kuchni- odpowiedział, podnosząc wzrok znad talerza.
- Nie?- zdziwiłam się. Przez króciutką chwilkę pojawiła się nadzieje, że oto pan Schlierenzauer zmądrzał. Ktoś z góry zesłał mu rozum i już nie bredzi swoich szowinistycznych głupot. Ale...
- Nie. Ktoś  musi też posprzątać resztę domu - powiedział i uśmiechnął się tak sztucznie, że większość Barbie mogłaby pozazdrościć mu tego uśmiechu.
Ale nie to było najlepsze... Kraft chichotał obok mnie jak małe dziecko, a po Hayboecku było witać, że się powstrzymuje ale nieudolnie. Jedynie na Koflerze te słowa nie zrobiły żadnego wrażenia. I naprawdę parę słów cisnęło mi się na usta, ale czasami mój mózg(w przeciwieństwie do tego, co uważa pan Schlierenzauer) potrafi jeszcze funkcjonować i nie dałam się sprowokować. Po prostu się uśmiechnęłam i wróciłam do posiłku. Ale Gregor nie dawał za wygraną.
-Na rynku pojawiła się viagra dla kobiet w postaci kremu. Należy ją sobie łagodnie wsmarować w stopy. Podobno dzięki temu można dłużej stać w kuchni przy zlewie czy odkurzać bez objawów zmęczenia.
Prawie się zakrztusiłam, kiedy to usłyszałam.
-Och, naprawdę? To zażyczyłabym sobie takiej na urodziny, co? Dobry pomysł? Wiecie, kiedyś w końcu trzeba wziąć się za te brudne talerze w zlewie...
-Masz to u mnie jak w banku!- odezwał się Gregor z tym swoim sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Przekonywałam w myślach samą siebie, żeby nie dać się mu sprowokować. Udawać, że w ogóle mnie to nie rusza. Nie rozumiałam tylko pana, siedzącego obok mnie... Z czego tak rechotał cały czas? Normalnie, to on zawsze uspokajał Gregora. Sława już do końca uderzyła mu do głowy.
Andreas jedyny zachował twarz i zaczął zagadywać Gregora o treningi. To odwróciło jego uwagę ode mnie.
Starałam się zjeść swoja kolację, jak najszybciej tylko mogłam. W myślach obmyślałam już plan zemsty na Krafcie i Hayboecku. Rozumiem, że ten parszywy hultaj, Stefan, obrócił się przeciwko mnie, ale Michael? Co się z nimi wszystkimi działo?
Ktoś położył mi ręce na ramionach i zwrócił tym uwagę całego naszego stołu. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku, niestety ja miałam ograniczone ruchu, więc pierwszym odruchem spojrzałam na Gregora. Miałam wrażenie, czy na jego twarzy zarysowała się odrobina złości?
- Maciek-zawołał Andreas- może usiądziesz z nami?
- Nie, już jadłem. Mógłbym porwać tę zołzę?
- Wypraszam sobie! Dlaczego niby "zołzę"?
- Bierz, bierz- zaśmiał się Kofler.
Maciek odsunął mi krzesło, dzięki czemu mogłam wstać. Podziękowałam swoim cudownym kolegom z Austrii za naprawdę uroczą kolacyjkę przy ich stole, odwróciłam się na pięcie i złapałam Maćka pod rękę.
- Dziękuję!
- Za co?- zapytał zdziwiony.
- Uwolniłeś mnie od koszmaru siedzenia z tymi idiotami.
- Rozumiem, że Gregor ci nie pasuje, ale Stefan, Michael i Andreas?
- Do Koflera nic nie mam. Ale Kraft i Hayboeck lekko przesadzili.
- Czyżby też obrażali twoją płeć?- zapytał, śmiejąc się.
- Maciek! Nie jestem jakąś cholerną feministką! Po prostu nie podoba mi się, kiedy ktoś obraża inne kobiety. To trochę nie fair szufladkować wszystkie, bo jedna nie wiadomo co mu zrobiła. Temu głupiemu Schlierenzauerowi wydaje się, że może nas obrażać tylko i wyłącznie dlatego, że jakaś laska nie była mu chyba wystarczająco posłuszna- z każdym słowem podwyższałam ton głosu, dlatego w końcowej partii wypowiedzi musiałam się kontrolować, żeby nie zacząć krzyczeć.
- Dobrze, dobrze. A co zrobiła ta dwójka?
- Pytanie powinno raczej brzmieć: czego nie zrobili... Otóż, Stefan zawsze stawał po mojej stronie, uspokajając Gregora, nie wspominając już o Hayboecku. A ci idioci śmiali się, dając mu tym tylko więcej pewności siebie!
- No ok, ale uspokój się- powiedział i przytulił mnie. Pocałował mnie w czoło i dodał:- A teraz idź po kurtkę, bo zabieram cię na spacer. Czekam na ciebie przed hotelem.
Pobiegłam szybko do swojego pokoju, wzięłam nakrycie, ale nie potrafiłam znaleźć telefonu. Przypomniałam sobie, że miałam go na kolacji, położyłam go na stole i musiałam go tam zostawić, kiedy zdenerwowana wychodziłam z Kotem.
Zamiast zejść do recepcji, a później wyjść z hotelu, musiałam jeszcze podejść do restauracji. Na piętrze, gdzie znajdowała się restauracja, prawie zderzyłam się z Stefanem i Michaelem.
- O, Lena! Właśnie miałem do ciebie iść, bo zostawiłaś telefon- powiedział Kraft i podał mi komórkę. Wzięłam ją i schowałam w kieszeni kurtki.
- Obyło się bez tego, Stefan.
- Gdzieś idziesz?- zapytał, orientując się zapewne po tym, że miałam na sobie kurtkę.
- Jak widać...
- Chcieliśmy przyjść z Stefanem na masaż- odezwał się Hayboeck, a ja się zaśmiałam.
- Naprawdę? Wydaje mi się, że dzisiaj nie mam dla was czasu. Idźcie lepiej do Gregorka, może on nauczy was czegoś pożytecznego- odpowiedziałam, uśmiechając się przy tym jak najszerzej tylko potrafiłam.
- Lena, nie mów, że się obraziłaś!- powiedział Kraft.
Odwróciłam się na pięcie i zeszłam po schodach. Wyszłam z hotelu i przed wejściem zobaczyłam Maćka, który stał tyłem, więc nie widział mnie. Podeszłam do niego po cichu i zasłoniłam oczy dłońmi. Kot podniósł rękę i złapał nią moje dłonie. Odwrócił się.
- Nie umiesz się bawić...- zaprotestowałam, próbując udawać obrażoną, robiąc jakieś smutne minki.
- Lena... Kto inny mógłby to być, co? Piotrek? Przecież on nie ma takich małych rączek. To niewiarygodne, że są tak delikatne i malutkie, ale potrafisz nimi sprawiać człowiekowi ból- powiedział i uśmiechnął się, spoglądając gdzieś za moje plecy.
- Oraz przyjemność, oczywiście- dodał po chwili, śmiejąc się. Zawtórowałam mu.
- Teraz to zabrzmiało dwuznacznie, Maciek...
- Nie wiem, o czym myślisz, Lena, ale ja miałem na myśli tylko i wyłącznie masaż!- próbował się nie roześmiać, lecz po chwili wybuchnął śmiechem.
Ruszyliśmy w stronę centrum. Niedaleko hotelu znajdował się jakiś park. Był wczesny wieczór, ale nie było tam ani jednej żywej duszy. Maciek w pewnym momencie przystanął i zaczął robić mi zdjęcia i tak się zaczęło. Głupie miny, pozy, poważne, śmieszne. Dzióbki i nie dzióbki. Mój telefon wylądował na jednej z latarni, bo stwierdziliśmy, że stamtąd najlepiej będzie zrobić jedno ze zdjęć.
Z parku trafiliśmy na niby-rynek, jak go nazwaliśmy. Weszliśmy do jakiejś restauracji, żeby napić się czegoś ciepłego. Nie było tam praktycznie nikogo oprócz pań kelnerek. Usiedliśmy przy stole w głębi lokalu, a po chwili pojawiła się kelnerka. Wyniknął jednak problem. Nie potrafiliśmy porozumieć się z tą panią. Bowiem nie rozumiała, kiedy mówiliśmy po angielsku. Po niemiecku też nie. Co śmieszniejsze, żadna z obecnych tam pań też nie potrafiła się z nami porozumieć. Ja nie przestawałam się śmiać, kiedy Maciek próbował jakoś im powiedzieć, co chcielibyśmy zamówić. Zrozumiały, że przyszliśmy na herbatę, kiedy Maciek pokazał im na telefonie zdjęcie dzbanka z parującym napojem. Brawa dla Maćka.
Większą część spędzonego tam czasu zajęła nam rozmowa, o jego formie i skokach. Obgadaliśmy chyba każdego skoczka po kolei. Oczywiście nie zgadniecie, na kim poświęciliśmy najwięcej uwagi... Siedzieliśmy tam chyba z trzy godziny. Obgadaliśmy również sprawę świąt, bo jak co roku ja pomagałam Maćkowi z prezentem dla moich rodziców, a on mi podpowiadał, co kupić jego.
-A dla mnie co kupiłaś?- zapytał zaciekawiony.
-Gdybym ci teraz powiedziała, to nie byłoby niespodzianki.
-Ale ja bardzo chciałbym wiedzieć- odpowiedział i zrobił słodką minkę, co wywołało mój śmiech.
Zresztą przez cały czas się śmiałam. Kelnerki miały chyba dość mojego śmiechu, bo gdy wychodziłyśmy jedna burknęła coś pod nosem po rusku i odetchnęła przy tym z ulgą.
Gdy wracaliśmy do hotelu, ulice były jeszcze bardziej puste niż wcześniej i słabo oświetlone. Do naszego miejsca pobytu dotarliśmy praktycznie po ciemku. Cudowna Rosja.
Maciek odprowadził mnie pod pokój, pożegnaliśmy się i weszłam do mojego lokum. Ledwo zdążyłam odwiesić kurtkę, już ktoś zapukał. Przekonana, że to Maciek, podeszłam do drzwi, nacisnęłam klamkę, nie sprawdzając w ogóle, kto stoi za drzwiami i weszłam do łazienki.
-Czego zapomniałeś?- zapytałam, ale żadnej odpowiedzi nie usłyszałam. Wróciłam do pokoju, gdzie na sofie zasiedli Michael i Stefan.
-Słucham was...
-Przyszliśmy, żeby ustalić, kiedy możemy przyjść na masaż w Engelbergu- odezwał się Stefan.
-Z ogromną przykrością muszę was powiadomić, że nie będzie mnie w tym cudownym mieście w Szwajcarii- oznajmiłam, próbując mimiką ukazać im, jak bardzo mi przykro z tego powodu.
-Dlaczego?- zapytał Hayboeck, uprzedzając Stefana.
-Chcę pobyć trochę z rodziną i przyjaciółmi, dla których ostatnio nie miałam za dużo czasu, bo ktoś- spojrzałam wymownie na Krafta- ma wiecznie jakiś problem lub muszę użerać się z jego kolegą-szowinistą. 
-Czyli widzimy się ostatni raz przed świętami?- zapytał Michael.
-Ostatni raz w tym roku- odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech.
-To kiedy się zobaczymy?-tym razem pytanie zadał Stefan.
-Wydaje mi się, że po Turnieju Czterech Skoczni. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog.

Rozdział 1.

Rozdział 3.